wtorek, 29 lipca 2014

Irracjonalny strach przed urzędnikami.

Właściwie to nie mam powodów żeby się bać urzędników. Nie przeszkadza mi to jednak odczuwać wobec nich strachu. Skąd to się bierze? Pojęcia nie mam absolutnego. Może stąd, że co dziesiąty urzędnik zachowuje się przyzwoicie a czasem nawet pomoże konkretnie.




Nieważne! Tak czy siak jutro jadę do Urzędu Bezrobocia zawieźć gotowy, wypełniony już wniosek, dzięki któremu zdobędę MOJE MILONY polskich złotych finansujące moją prywatną działalność mafijną. Kurde! Ja naprawdę mam poważne plany finansowe więc opcji innej niż WNIOSEK O JEDNORAZOWE PRZYZNANIE ŚRODKÓW NA ROZPOCZĘCIE DZIAŁALNOŚCI GOSPODARCZEJ ROZPATRZONY POZYTYWNIE,  nie widzę. 



Czasem jednak życie i ludzie dają lekcje pokory, więc zanosząc jutro mój wniosek nie będę się nastawiał na nic konkretnie. Po prostu –jak zawsze – jestem dobrej myśli. Irracjonalny strach przed urzędnikami jednak gdzieś we mnie tkwi. Ale przecież dam radę – powtarzam sobie ciągle – przecież dam radę. .

piątek, 18 lipca 2014

Kto nie próbuje ten nie smakuje...



Rozpoczynam karierę z firmą – co widać na załączonym obrazku – od bazgrania jak kura pazurem na łamach jakiegoś zeszytu z jakiejś Biedronki czy skądś tam. Ale jadąc wczoraj do Urzędu Bezrobocia trzęsącymi się autobusami i spisując nurtujące mnie pytania, tyczące się finansowania tworzonej przeze mnie działalności mafijnej, zwanej dalej działalnością gospodarczą, bazgranie wiejące estetyką zakrawającą o kaligrafię,  jawi mi się tylko marzeniem. Oczywiście marzenia się spełnia, ale na spełnianie akurat takich marzeń nie mam – a przynajmniej wczoraj  nie miałem – czasu.



Więc spisałem nurtujące mnie pytania, dojechałem do Urzędu Bezrobocia trzęsącymi się trzema autobusami, zapytałem i dowiedziałem się tego, czego do wczoraj nie byłem pewien. I co? I nic, wiem o pięć megabitów więcej niż wiedziałem wczoraj, a moja kolekcja papierów małowartościowych zwiększyła się o jedną czwartą kilograma. Ale! Żeby nie było monotonnie - jest coś czego nie wiem.



Nie wiem co będzie dalej, chociaż mam plan. Dobrze, że chociaż tyle, przecież życie bez planu jest jak flaszka Finlandii bez Finlandii albo co gorsza, flaszka z jakąś inną zawartością. Odważysz się takiej spróbować? W końcu kto nie próbuje ten nie smakuje… a kto smakuje, ten może się otruć…



PS. Czasem się zastanawiam głęboko, co ja p…..ę? Nieważne. mam tylko nadzieję, że w Urzędzie Bezrobocia otrzymam te miliony polskich złotych dofinansowania a firma wypali.

środa, 16 lipca 2014

Na milionową po miliony.


Na milionową po miliony,  szaleństwo nie zna granic – myślę sobie wcinając bułę z warzywami – no bo mięsa niestety nie jem. Nie to, żebym był jakimś buddystą czy innym fanatykiem bezmięsnej diety, tak po prostu wyszło i już. Ale o co chodzi z tymi milionami? Chodzi o dofinansowanie do firmy, którą będę zakładał, a przynajmniej mam plan ją założyć.

 

Tak! Mam plan wziąć dofinansowanie do firmy, w sprawie którego będę jutro jechał kij wie jakim tramwajem czy innym autobusem. Bo w tych łódzkich remontach dróg to już sam nie wiem, jakie tu tramwaje jeżdżą.


Ale najważniejsze, ze wokoło jest ciągle wesoło. Ludzie są szczęśliwi bo upał w korkach i w stojących w nich tramwajach to marzenie każdego kierowcy i pasażera. Taksówkarze za to mają miny nie tęgie – gdzie by nie jechali to muszą naokoło. Tylko zbędne kilometry muszą biedaki na taksometrach nabijać.
Reasumując, Łódź jest tak rozkopana, że nawet RyanAir nie przeleci nie mówiąc o jakimś autobusie czy tam tramwaju, którym się muszę jutro do pośredniaka zwanego alternatywnie „Urzędem Bezrobocia” mieszczącym się przy ul. Milionowej udać. Psia mać – „Urząd Bezrobocia” przy ulicy Milionowej w Łodzi to jakieś dziwne tąpnięcie ideałów, szkoda, że nie znajduje się przy jakimś „Pasażu Milionerów” albo innym skwerze o równie adekwatnej nazwie. No ale żar nadziei na otrzymanie dotacji tli się we mnie i niech się tli cały czas, już gdzieś pisałem o forsie, że żeby ją mieć w poważaniu, najpierw trzeba ją mieć w portfelu.  

poniedziałek, 14 lipca 2014

Forso! chcę mieć cię w ...!!!


Żeby mieć forsę tam gdzie światło nie dochodzi najpierw trzeba ją mieć w portfelu. I najlepiej, żeby portfel (mój czy Twój – najlepiej obydwa) nie słuchał Chodakowskiej albo innych specjalistów od chudnięcia w tempie ekspresowym. Portfelowi niepotrzebna jest żadna dieta cud. Już od pewnego czasu zastanawiam się nad przeprowadzeniem ogólnopolskiej akcji pod nazwą „Tuczenie portfela” albo coś w ten deseń.  Dopiero po takiej udanej akcji, kiedy mój portfel nie będzie okazem idealnej sylwetki, wręcz przeciwnie, kiedy będzie zdradzał wszelkie symptomy permanentnego odżywiania się w fastfoodach, będę mógł spokojnie powiedzieć, że mam forsę w głębokim poważaniu. 

Forso! chcę mieć Cię w poważaniu!!!