Mielno samo w sobie w 2014 roku to takie sobie było. Mogło być ciekawiej a było mało widowiskowo. Z ciekawszych rzeczy to tylko namiotowe pole z dostępem do prysznica i ładowni baterii kosmicznie tanie – dyszka od osoby – tańcujący breakdance’ owcy … no i w zasadzie fajnie było nie zamulać na chacie w centrum Polski. No ale teraz trzeba wrócić do kolorowej rzeczywistości – jakieś zajęcie zarobkowe trzeba podjąć – kasa na Bornholm albo na inne przyjemności sama się nie znajdzie.
W Mielnie ludzi jak mrówków ale tylko chłopaki od
breakdance ożywili klimat miasta. Pogoda idealna dla windsurferów a tylko
jednego widzieliśmy przez niecały tydzień. Wszedł z dechą do wody i pomknął jak
szalony, dobra jego, jeśli tylko miał z tego frajdę. O dziwo prawie nikt się
nie kąpał, ktoś wywiesił czerwoną flagę i tyle było wchodzenia do wody. Sam do morza
też nie wszedłem, jeśli nie liczyć wejścia w butach i zamoczenia rąk. Nie
czułem potrzeby – może w przyszłym roku. Za to jedenastokilometrowymi
spacerkami daliśmy sobie w kość. Przeszliśmy cały północny brzeg jakże czystego
jeziora Jamno idąc z Mielna do Łazów. W Mielenku na zachód od Mielna też
byliśmy i po Jamnie się tramwajem wodnym troszkę powłóczyliśmy.
Rybki wędzonej i smażonej nie mogłem sobie odmówić –
pierwszy raz zajadałem się wędzoną Rybą Maślaną. Poza tym Flądry i Dorsze,
frytki i suróweczki, czasem browarek. Właściwie to przez cały pobyt wypiłem
trzy browarki, nie to, że nie lubię, jakoś mi nie wchodziły.
Kurtkę i buty przetestowałem
podczas oberwania chmury – hektolitry wody się lały a do namiotu dwa kilosy
trzeba przejść. Doszedłem suchy poza plecakiem i spodniami, na szczęście szybko
wyschły . Właściwie to nie ma co opowiadać , już mówiłem, lepszy jakikolwiek
wyjazd niż zamulanie na chacie. A poza tym…
Chłopaki stawali na głowie, żeby zachwycić publikę.
A ja stałem się częścią plażowej fortyfikacji.
I mogłem poczuć się jak król na mieleńskiej
szachownicy.
Jak Ania przyłapała pająka na wchodzeniu do plecaka,
to pozostało już tylko zrobić jego gruntowny przegląd ;-)
W Koszalinie, który postanowiliśmy ciut zwiedzić, znajduje
się elitarna jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej.. chyba czynna cały czas.
I widoki, których by sam Chełmoński się nie
powstydził
Wracaliśmy bla bla carem i zaje fajnie, dojazd pod samiuteńki
dom, o wiele taniej niż pociąg a wykładowca ekonomii, który nas wiózł leciutko
mnie zainspirował. Za tydzień leci ze studentami na Nowosybirsk w celach
wymiany naukowej, ale żeby było weselej postanowili sobie polecieć na jezioro Bajkał(takie
tam dwa tysiące kilometrów obok) i wrócić transsyberyjską koleją. Niesamowicie
fajna inicjatywa ;-)
Teraz już jestem na kwaterze u siebie i planuję
jakieś ciekawe wypady. A właściwie to zbieram na nie gotówkę, bo lubie takie spontaniczne. Nie wiem dlaczego akurat w Mielnie mi się wypad na
Bornholm uroił, ale czy to ważne gdzie się pomysły rodzą, ważne, że się rodzą i
jest co robić ;-)
Dla zainteresowanych podaję linka do taniutkiego kampingu ale zastrzegam, że nie odpowiadam za zmianę cen w międzyczasie, pozdro otolink